🐻❄️ Wywiad Z Krzysztofem Kolumbem
Cyberbezpieczeństwo stało się jednym z najpilniejszych tematów naszych czasów. W dobie rosnącej liczby ataków hakerskich, wiedza na temat zagrożeń w sieci oraz ochrona przed nimi są niezwykle istotne. Dlatego też, mamy przyjemność przedstawić wywiad z Krzysztofem Domaradzkim, scenarzystą audioseria…
Home Games & Quizzes History & Society Science & Tech Biographies Animals & Nature Geography & Travel Arts & Culture Money Videos. Achievements of Christopher Columbus whose arrival in the Western Hemisphere in 1492 was a pivotal event in world history. His arrival opened up a “new world” for his fellow Europeans but also marked the
Wiem, że nie jestem najbardziej obiektywna w tej kwestii, ale gwarantuję, że Krzysztof Dudzik to jeden z najlepszych team leaderów, jakich można spotkać na swojej drodze zawodowej.
The article outlines a new type of audio description: auteur description, which aims to immerse the blind and partially sighted audience into the story world created by the auteur-director, as
May 28, 2015 - Explore Sebastian Derwisiński's board "ArtMediaStudio.Net", followed by 223 people on Pinterest. See more ideas about cat massage, salvador dali art, banksy artwork.
Audiodeskrypcja ang. audio description dodatkowa ścieżka dźwiękowa zawierająca informacje z opisem tego, co dzieje się na ekranie, przeznaczona dla osób niewidzących jedna z metod przekładu audiowizualnego AD jako przekład intersemiotyczny według typologii Romana Jakobsona -używa znaków językowych do interpretacji znaków innych systemów semiotycznych technologia:
Film z Krzysztofem Kasprzakiem to inauguracja cyklu wywiadów ze znanymi żużlowcami, mistrzami czarnego sportu, którzy uparcie dążą do celu, osiągnęli bądź są
Ziarno jest katolickim programem dla uczniów szkół podstawowych i ich rodziców. Zapraszamy przed telewizory wszystkie dzieci, bez względu na wyznanie czy kolor skóry. Staramy się uczyć otwartości na drugiego człowieka poprzez dobrą zabawę, taniec i śpiew. image. Wszystkie odcinki oglądaj w Krainie ABC!
Maciej Lewczuk posted images on LinkedIn. Czy czytacie umowy przed ich podpisaniem? Zakładam, że skoro jesteście profesjonalistami, to tak.
Wywiad z Księdzem Biskupem Krzysztofem Nitkiewiczem na XXII Diecezjalnym Przeglądzie Piosenki Religijnej w Gorzycach 21. listopada 2015 roku.
Podejrzenia, że Skandynawowie dotarli do Ameryki na długo przed Krzysztofem Kolumbem w 1492 r. funkcjonowało co najmniej od XIX wieku. Współcześnie epoka wikingów kojarzy się zarówno z czasem wielkich podbojów, jak i dalekosiężnego handlu. Wspomniany czas to także moment w dziejach, gdy wczesnośredniowieczni Skandynawowie
To historia paru największych oszustw naszej epoki: tego z Łajką – pierwszym psem w kosmosie, który nigdy nie istniał; tego z Krzysztofem Kolumbem, który wcale nie odkrył Ameryki; tego z podrobionymi archiwami Stasi.
LSbXmhN. Najpopularniejsze Przyroda Wymarłe gatunki zwierząt. 7 z nich, których już więcej nie zobaczymy lub są zagrożone wyginięciem Odkrycia Niezwykłe odkrycie polskich archeologów w Egipcie. Czy odnalezione ruiny to pozostałości po zaginionej świątyni solarnej? Przyroda Ciekawostki przyrodnicze. TOP 10 miejsc w Polsce, gdzie natura pokazuje swoje prawdziwe oblicze Odkrycia Naukowcy odkryli zadziwiającego prehistorycznego ssaka. Wyglądał jak tłusta jaszczurka i prowadził tryb życia jak hipopotam Odkrycia Potwór z Loch Ness jednak istniał? Zdaniem uczonych dowodem mogą być skamieniałości ZAPRENUMERUJ NATIONAL GEOGRAPHIC Zamów jeden z pakietów i otrzymuj magazyn co miesiąc wprost do domu ZAMÓW PRENUMERATĘ National Geographic 7/22 Magazyn NATIONAL GEOGRAPHIC jest dostępny w sklepie z darmową dostawą. Już wkrótce ewydania. KUP MAGAZYN ZNAJDZIESZ NAS NA Facebook Instagram Pinterest Youtube
Bohater książki Emila Marata to "w jednej trzeciej" pierwowzór postaci "Kolumba" z powieści Romana Bratnego Niedoszła autorka biografii Krzysztofa Sobieszczańskiego uważała go za postać "prawdziwą i nieprawdziwą" Epizod kryminalny przed wojną i niejasne interesy po wojnie, bohaterstwo w konspiracji – Marat opisuje realnego "Kolumba" jako postać powikłaną i wewnętrznie rozbitą Autor biografii Sobieszczańskiego i wywiadu-rzeki ze Stanisławem Likiernikiem zauważa, że z tych dwóch legend polskiego podziemia jedna pochodziła od pruskiej szlachty, a druga miała korzenie żydowskie Krzysztof Sobieszczański (1943 - 1944) Mateusz Zimmerman: Z historią "Kolumba" jest ten problem, że fikcja nieuchronnie splata się z realnością. Możemy wyjść od małego remanentu historyczno-literackiego, żeby czytelnik się w tym nie pogubił? Emil Marat: Zacznijmy od powieści "Kolumbowie. Rocznik 20". Roman Bratny napisał ją w latach 50., dla pokolenia naszych rodziców była kultowa. Śmiem zresztą twierdzić, że broni się dziś – może bez paru propagandowych fragmentów – doskonale, lepiej nawet niż 20-30 lat temu. Pierwsze dwa tomy: "Śmierć po raz pierwszy" i "Śmierć po raz drugi", opowiadają o losach pokolenia Kolumbów w czasie wojny i okupacji. Trzeci: "Życie" – to już wydarzenia powojenne. Te dwa tomy "okupacyjne" oparte są głównie na doświadczeniach konspiracyjnych Stanisława Likiernika, który był żołnierzem żoliborskiego Kedywu. On i Bratny znali się od kołyski i wychowywali razem – ojcowie byli rotmistrzami kawalerii w jednym pułku w Garwolinie. Trzeci tom opiera się na losach powojennych Krzysztofa Sobieszczańskiego – czyli bohatera mojej książki. Był on przyjacielem Likiernika z oddziału Kolegium A Kedywu. To on był "Kolumbem" – taki miał przydomek, a potem: pseudonim konspiracyjny. Można więc powiedzieć, że książkowy bohater o tym pseudonimie to w dwóch trzecich Likiernik, a w jednej trzeciej Sobieszczański. "Czy przedziwna, prawdziwa i nie-prawdziwa postać da się opisać?" – zanotowała już w XXI wieku Danuta Mancewicz. Znała Sobieszczańskiego, chciała o nim napisać książkę. Jej się nie udało, panu tak – zmagał się pan z podobnym pytaniem? Danuta Mancewicz, której zapiski szczęśliwie mogłem przeczytać, nie tylko znała "Kolumba", ale jako nastoletnia łączniczka AK była w nim zakochana. Wiele razy rozmawiała też na jego temat po wojnie ze "Stachem" – Likiernik spotykał Sobieszczańskiego jeszcze pod koniec lat 40., ostatni raz na kilka miesięcy przed jego zaginięciem. Ale nie lubił zbyt wiele o nim mówić. Inni koledzy, którzy przetrwali okupację – podobnie, choć oni raczej dlatego, że musieliby mówić o Sobieszczańskim nie najlepiej. Uważali za niehonorowe, że zostawił w Polsce żonę i dzieci i dopuścił się bigamii. Wspólnie z Michałem Wójcikiem wydał pan "Made in Poland" – wywiad-rzekę ze Stanisławem Likiernikiem. Czy wobec tego "Sen Kolumba" należy traktować jako dopełnienie czegoś w rodzaju dyptyku? Już w czasie prac nad "Made in Poland" wiedziałem, że biografia Sobieszczańskiego jest niezwykle tajemnicza, ale nie planowałem napisać o nim książki. Z czasem do mnie docierało, że to postać tak zagadkowa, trudno uchwytna, że aż… warta opisania. Dla reporterów czy w ogóle ludzi parających się pisaniem takie "misje samobójcze" często bywają kuszące. Jakieś "rusztowanie" dla tej opowieści zapewnił mi Stanisław Likiernik. Znałem też kilka wersji opowieści o tym, jak Sobieszczański przed wojną ukradł jacht – on sam mówił na ten temat coś innego różnym osobom. Wiedziałem, że żyją jego dzieci – te w Polsce i te we Francji. Nie wiedziałem za to, skąd Bratny wiedział o powojennych losach "Kolumba", bo Likiernik opowiedział mu na początku lat 50. tylko ich fragmenty. Zagadka się wyjaśniła, kiedy przeczytałem nieco zapomniane opowiadania Tomasza Domaniewskiego. Domaniewski był pisarzem i dziennikarzem, głównie sportowym – najistotniejsze jednak, że miał też epizod w podziemiu, a po wojnie przez kilkanaście miesięcy towarzyszył Sobieszczańskiemu. To w jego opowiadaniu z 1947 roku – a więc dekadę przed powieścią Bratnego – po raz pierwszy pojawia się "na piśmie" pseudonim "Kolumb". No właśnie – skąd on się w ogóle wziął? Na pewno nazwano go tak już parę lat przed wojną. Matka Krzysztofa zwracała się do niego w ten sposób w listach, nawiązując do jego pasji żeglarskiej. Wydaje mi się prawdopodobne, że ukuł ten pseudonim Bolesław Romanowski – wówczas młody oficer marynarki, potem legendarny dowódca okrętów podwodnych. Foto: Materiały prasowe Krzysztof Sobieszczański z matką. r. Z Krzysztofem zetknął go przypadek – został dla niego "wujem Romanowskim" po tym, jak ożenił się z jego bliską kuzynką. To on opowiadał Krzysztofowi o szkole morskiej czy rejsie przez Atlantyk na żaglowcu. Sobieszczański budował już w tamtym czasie swoje żaglówki, jedną z nich odbył z przyjacielem pierwszy rejs Wisłą do Gdyni. Opowieści wuja musiały potężnie działać na jego wyobraźnię. Może ulegam wrażeniu, ale właściwie już początek tej opowieści zapowiada, że bohater "szczęścia w domu nie znajdzie, bo go nie będzie na morzu". Z tych fragmentów młodzieńczego dziennika Krzysztofa, które dostałem od jego syna Tomasza, można wyczytać jakiś jaskółczy niepokój – nosił go chyba w sobie więcej niż zwykle noszą młodzi ludzie. Nienasycenie podróżą, przestrzenią, chęcią zmiany, pędem nie wiadomo dokąd. W takim marzycielstwie było coś z przekleństwa – dla marzyciela nie ma przecież czegoś takiego jak spełnienie. Sądzę, że "Kolumb" nosił w sobie ten konflikt od dzieciństwa. W mojej opowieści akcenty współczesne wydają mi się nie mniej interesujące niż historyczne. Jeden z nich to losy wspomnianego Tomasza Sobieszczańskiego, który został kapitanem żeglugi wielkiej, pływał na krańce świata. Nieco niezamierzenie poszedł w ślady ojca, którego nigdy nie poznał – on i jego starsza siostra Elżbieta urodzili się podczas wojny. Oboje próbowali po latach odbudowywać sobie wizerunek ojca – jedno i drugie niewiele wiedziało, każde doszło do nieco innych wniosków. Ta rekonstrukcja daje do myślenia, kiedy się zastanawiam nad wpływem wojny nie na mityczną i podatną na mity "pamięć zbiorową", tylko na indywidualne losy i uczucia, a także tajemnicze, niemal magiczne zbiegi życiowych okoliczności. Z jednej strony Krzysztof doceniał dom, kochał matkę i żonę, opiekował się dziećmi. Z drugiej – ciągle pchał się w kłopoty, "pojawiał się i znikał". Ciekawe jest to rozdarcie. Bez wątpienia był wewnętrznie rozbity, powikłany. Nie chcę się bawić w psychoanalizę ani nie mam poczucia, że znam odpowiedzi na wszystkie pytania o mojego bohatera – natomiast tę sprzeczność próbuję odczytywać na tle twórczości Conrada. A więc: "Kolumb" miał poczucie odpowiedzialności, to się silnie łączyło z conradowskim wyobrażeniem męskości. Miał fundament moralny, chęć bycia człowiekiem przyzwoitym. To było bardzo trudne do pogodzenia z "gonitwą za horyzontem", bez której nie umiał się obejść – dostrzegał tę sprzeczność i ona go bolała, być może też przeczuwał, że wiedzie go do jakiegoś tragicznego końca. Przy tym wszystkim w czasach konspiracyjnych zachowywał się wobec przyjaciół bezwzględnie lojalnie. Wybitni przełożeni – Józef Rybicki czy Stanisław Sosabowski-"Stasinek" – nie mogli się go nachwalić. Likiernik mówił, że "Kolumb" bił się świetnie, "Danusia" – że w najgorszych momentach można było na nim polegać jak na Zawiszy. Zaczyna pan opowieść o jego konspiracyjnej "karierze" od spektakularnego zamachu na Hansa Schmalza, nazywanego Panienką. "Kolumb" był etatowym żołnierzem żoliborskiego Kedywu i tym samym był na każde wezwanie dowódców. Brał udział w większości akcji, które przeprowadziło Kolegium A – czyli komórka, do której należał. Było tego sporo: wysadzanie pociągów, zdobywanie samochodów, ataki na posterunki, niszczenie magazynów. Często też uczestniczył w wykonywaniu wyroków śmierci, które państwo podziemne wydawało na konfidentów czy szczególnie "zasłużonych" funkcjonariuszy okupacyjnego aparatu. Właśnie do tych ostatnich zaliczał się "Panienka", który jako przełożony posterunku Bahnschutzu na Dworcu Zachodnim osobiście zamordował i torturował dziesiątki ludzi. Zamach na niego był jeśli nie najważniejszą, to na pewno najgłośniejszą akcją żoliborskiej grupy Kolegium A. Sobieszczański, tak jak w kilku wcześniejszych przypadkach, odegrał tu swoją "rolę" w mundurze niemieckiego oficera – co było tym łatwiejsze, że doskonale mówił po niemiecku. To on jako pierwszy strzelił wtedy do Schmalza, raniąc go poważnie – zabiłby go, gdyby po jednym strzale nie zaciął się pistolet maszynowy. "Kolumb" idzie do powstania – z nadzieją na sukces czy ze świadomością, że klęska jest nieuchronna? "Stach", na którego relacji polegam tu w pierwszej kolejności, przekonywał mnie, że od początku byli świadomi, że to nie miało szans powodzenia. "Stasinek" Sosabowski we wspomnieniu, które przywołuję w książce – fakt, że spisanym po latach – twierdzi, że kiedy 1 sierpnia przeczytał świstek papieru z rozkazem, który przyniosła mu łączniczka, czuł się jak skazany na śmierć. Co gorsza: wiedział, że będzie musiał poprowadzić na śmierć swoich przyjaciół. Inne wspomnienia ma Stanisław Aronson-"Rysiek" – teraz już ostatni żyjący żołnierz Kolegium A. Mówi, że oni naprawdę wierzyli w „trzy dni walki” i zwycięski finał powstania. Pamięć przeciwko pamięci. Moim zdaniem "Kolumb" i jego bliscy przyjaciele musieli wiedzieć, że to będzie jatka i że powstanie nie może się dobrze skończyć. Choć on był od większości tych chłopaków i dziewczyn z Żoliborza o parę lat starszy – urodził się w 1916 roku – to jednak wszystko to były rozumne dzieciaki z inteligenckich, często oficerskich domów. Do tego większość już do tego czasu uczestniczyła w akcjach zbrojnych: strzelali i do nich strzelano, widzieli rannych i zabitych – przyjaciół i wrogów. Nie było w nich tego nieco zaślepiającego przekonania, że teraz wreszcie będzie można dołożyć Niemcom, choćby trzeba było "broń zdobyć na wrogu", jak to ujął delegat rządu Jan Stanisław Jankowski. Skądinąd grupa z Żoliborza była chyba jedną z najlepiej uzbrojonych w powstaniu. Zanim zdobędą w godzinie "W" magazyny na Stawkach, "Kolumb" jest w rozterce. Konflikt dwóch odpowiedzialności – tak bym to nazwał. W przededniu powstania wie, że będzie musiał zostawić na Bielanach matkę, żonę i dzieci. Rozważa, czy nie powinien wywieźć ich z miasta, ale do tego musiałby użyć samochodu oddziału – a to przecież nią jego koledzy mieli się dostać z placu Wilsona na Muranów. No i musiałby zostawić oddział, a to oznaczałoby dezercję. Zostaje. Przeżyje powstanie. Żony i dzieci nie zobaczy już nigdy. Foto: Materiały prasowe "Kolumb" z zona Stacha. Rok 1949 "Miał zawsze straszne szczęście. Oprócz tego ostatniego razu" – mówi o nim "Stach" Likiernik. Historia "Kolumba", oprócz rysu romantyczno-tragicznego, to też jest zbiór szczęśliwych zrządzeń losu. Być może już w 1939 roku życie ocaliło mu to, że z więzienia w Wolnym Mieście Gdańsku przeniesiono go do Sztumu? Nie wiadomo, jak Niemcy potraktowaliby polskiego dezertera, skoro kilkaset osób z więzienia w Gdańsku posłali potem do obozu w Sztutowie i na rozstrzelanie. Tak czy inaczej Sobieszczański po wyjściu z więzienia jakby nie zauważył, że trwa okupacja – po szczegóły odsyłam do książki. Po paru tygodniach trafił do Auschwitz. Miał szczęście, bo pracował pod dachem, w stolarni. "Stachowi" opowiadał potem, że w obozie zrobił dla esesmanów „na boku” parę łódek, którymi mogli pływać po Sole. Wyszedł po kilkunastu miesiącach – z przerzedzonymi włosami, zgarbiony, bez paru zębów, ale żywy. Prawdopodobnie wstawiła się za nim matka, powołując się na przodków rodziny, von Biebersteinów, którym blisko było do Hohenzollernów. To mogło zrobić na Niemcach wrażenie. W tamtym okresie z Auschwitz zwalniano nielicznych. Po wyjściu nie meldował się regularnie na Gestapo, więc Niemcy przyszli po niego do domu – nie zastali go. Ukrywał się. Potem w powstaniu był dwa razy ranny, z czego raz poważnie, ale zdołał przejść kanałami do Śródmieścia. Za każdym razem: łut szczęścia, ale takiego, któremu "Kolumb" umiał pomóc. To przez te zbiegi okoliczności nawet po 60 latach mógł się wydawać Danucie Mancewicz postacią „prawdziwą i nieprawdziwą” jednocześnie. Przed pańską książką można było opisać wiele zwrotów w życiu Sobieszczańskiego formułą, która pojawia się w wikipedycznej notce o nim: "w niewyjaśnionych okolicznościach". Co w jego biografii nadal pozostaje białą plamą? Niezależnie od wybitnej roli, jaką odegrał w konspiracji, ciągle tajemnicze wydają się okoliczności, w jakich do niej dołączył. "Rysiek" Aronson, z którym o tym rozmawiałem, do dziś ma wątpliwości: jak Kedyw w ogóle mógł tego faceta przyjąć? Te wątpliwości z ówczesnego punktu widzenia wydają się racjonalne, przecież Sobieszczański miał za sobą dezercję z Marynarki Wojennej i epizod kryminalny. Dlaczego mu zaufano? Nie chcę zdradzać wszystkich hipotez, które rozwijam w książce, ale zwracam uwagę, że Sobieszczański trafił do stolarni w Auschwitz akurat wtedy, kiedy pracował tam więzień Tomasz Serafiński. Czyli: zakonspirowany rotmistrz Witold Pilecki, który próbował organizować obozowy ruch oporu. Pilecki nie wspominał o tym w raportach, ale nie wierzę, że nie zwrócił uwagi na młodego, zaradnego człowieka, który mówił bardzo dobrze po niemiecku. A co udało się odtworzyć? Sporo pasujących do siebie puzzli – także tych, które pozwalają zobaczyć koniec tej opowieści. Lektura włoskich archiwaliów pozwoliła mi zrekonstruować okoliczności wypadku w Zatoce Liguryjskiej, w którym Sobieszczański zaginął. Albo raczej: przebieg śledztwa i to, co miał do powiedzenia towarzysz Krzysztofa i jedyny świadek Wiesław Grotowski. Trudno zresztą zakładać, że to prawdziwe nazwisko – Sobieszczański też przecież posługiwał się już wtedy innymi personaliami: Cristoph Steen. Stawiam w książce hipotezę, kim "Grotowski" rzeczywiście był. Wiadomo, że łączyły go z Krzysztofem jakieś niejasne interesy. W jego zeznaniach po wypadku pojawiają się niespójności, a ciała Sobieszczańskiego nigdy nie odnaleziono. Zatem formuła "w niewyjaśnionych okolicznościach" wobec niektórych pytań pozostaje jedyną właściwą. Foto: Materiały prasowe Krzysztof Sobieszczański z Sylwkiem. Gdynia, 1936 r. Serial "Kolumbowie" był adaptacją powieści Bratnego i powstał prawie pół wieku temu – przyszło panu do głowy, że losy niefikcyjnego Sobieszczańskiego zasługują na współczesną filmową opowieść? Cierpliwie zaczekam na telefon od Netflixa [śmiech]. Mówiąc poważnie: to rzeczywiście bardzo ciekawa historia, warta przeniesienia na ekran, a jednocześnie trudna do zekranizowania, bo przecież musiałaby pokazywać świat trzech epok: XX-lecia międzywojennego, okupacji i powojnia. Już na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wysokobudżetowe przedsięwzięcie. Warto dodać, że serial Janusza Morgensterna zniósł próbę czasu. Oglądałem go na DVD ze "Stachem" Likiernikiem. Umarł wiosną tego roku. Zdążył się zapoznać z pańską książką o "Kolumbie"? Byłem u niego we Francji jeszcze w lutym, podczas ferii zimowych. Mieszkałem wtedy u niego, całymi wieczorami czytaliśmy sobie maszynopis. "Made in Poland" i "Sen Kolumba" to obrazy dwóch ikonicznych przedstawicieli pokolenia. Jest coś w tych prawdziwych Kolumbach, co nam umyka? Zwykliśmy o nich myśleć jak o pierwszym pokoleniu urodzonym w wolnej Polsce i przez to jakby z założenia gotowym, by składać ofiarę z życia na ołtarzu ojczyzny. A ja sądzę, że wolność i niepodległość Rzeczypospolitej to nie były dla nich wartości same w sobie, wyznaczające koniec ich horyzontów. Raczej spodziewali się, że przyjdzie im żyć w kraju, którego byt będzie gwarancją ich osobistej wolności, swobody realizacji różnych życiowych planów, marzeń i celów. Wojna była tragedią także dlatego, że te różnorodne plany zdemolowała. Zmusiła ich do stanięcia w szeregu, zredukowała ich aktywność do wzorca znanego, ale niekoniecznie gorliwie podzielanego. Jeden chciał być inżynierem, drugi lekarzem, trzeci chciał opłynąć świat – te marzenia były bardzo odległe od patriotyczno-militarnego paradygmatu i sądzę, że nie powinniśmy o tym zapominać. I jeszcze jedna okoliczność. Rozmawiamy o dwóch ludziach, którzy są patriotycznymi ikonami, legendami polskiego podziemia. Jeden pochodził, jak już wspomniałem, od pruskiej szlachty, a rodzina drugiego – mam na myśli "Stacha" – miała korzenie żydowskie. Mnie się to wydaje przede wszystkim ciekawe, godne odnotowania i refleksji – ale są ludzie, którzy na poważnie posługują się określeniem "prawdziwy Polak" i podejrzewam, że ich taka wiedza rozdrażni lub zaniepokoi. Zupełnie mi to nie przeszkadza, nawet wydaje mi się to smutno-zabawne. Sen Kolumba. Bohater, gangster, marzyciel… Kim był człowiek, którego pseudonim stał się imieniem powstańczego pokolenia? Sprawdź cenę Foto: Materiały prasowe Emil Marat, "Sen Kolumba" Emil Marat – dziennikarz radiowy i prasowy, pisarz, współautor (wraz z Michałem Wójcikiem) książek dokumentujących losy żołnierzy polskiego podziemia: "Made in Poland" oraz "Ptaki drapieżne". Laureat Nagrody Historycznej "Polityki" (za "Made in Poland"). W tym roku ukazał się jego "Sen Kolumba" – biografia żołnierza Kedywu AK Krzysztofa Sobieszczańskiego (Wydawnictwo
Wziął udział w ponad 1180 sztukach teatralnych i filmach. Pracuje jako aktor, kaskader, specjalista od efektów specjalnych, a nawet treser zwierząt! Przeżył trzy razy śmierć kliniczną, i pomimo, że obiecał sobie, że połowę życia poświęci na pracę w zawodzie, a drugą połowę na jej opisanie, ma 78 lat i nadal jest aktywny zawodowo… Podczas Festiwalu NNW w Gdyni, Krzysztof Fus opowie młodzieży o pracy na planie i swoich doświadczeniach z ostatnich ponad 50 lat! Dlaczego zdecydował się pan na współpracę z Festiwalem NNW? Ja także organizowałem kiedyś festiwal – Międzynarodowy Festiwal Zawodów Filmowych, Telewizyjnych i Teatralnych „Filmvisage” w Białymstoku. Tam poznałem Arka Gołębiewskiego. Zaimponowała mi idea jego Festiwalu NNW, więc kiedy pojawiła się okazja do współpracy, oczywiście się zgodziłem i zachęciłem też kilka innych osób. W końcu to, co robimy, to wielka odpowiedzialność i obowiązek! O czym będzie pan opowiadał w Gdyni? Z racji doświadczenia, opowiem o tym, jak było w polskim filmie kiedyś i jak pracuje się obecnie. Przytoczę historie z planów filmowych, anegdoty o wielkich nazwiskach z naszego środowiska, jak Holoubek czy Łomnicki. W końcu mam o czym opowiadać – pierwszy film, w którym zagrałem – „Cała naprzód” – ukazał się w 1966 roku, a ostatni, w którym odpowiadałem za ewolucje kaskaderskie – „Kurier” – miał premierę 11 marca 2019 roku! Zagrał tam ze mną również mój syn – Krzysztof Fus Junior. Jak pan myśli, która z tych opowieści może zaskoczyć słuchaczy najbardziej? Młodzież nie pamięta czasów PRL-u, dlatego zapewne zaskoczy ich sposób realizacji tak zwanych „półkowników”, czyli filmów zbyt odważnych, by trafiły na ekrany. Leżały na półkach latami, ocenzurowane lub z zakazem rozpowszechniania. Pamiętam, że kiedy kręciliśmy film o Józefie Kurasiu „Ogniu”, przyjechał do nas jeden z pułkowników z Urzędu Bezpieczeństwa z Krakowa i oświadczył reżyserowi Pawłowi Komorowskiemu, że nie będziemy robić tak kontrowersyjnego – jak na tamte czasy – filmu. Okazało się, że zgoda komitetu PZPR nie jest wystarczająca. Jadąc na zdjęcia w plener trzeba było uzyskać wcześniej zgodę od lokalnego UB. W ciągu dwóch godzin od wizyty tego pułkownika zadzwonił telefon z informacją, że rozwiązujemy ekipę – wiadomość potwierdzono faksem, a nas rozpędzono. Inne wspomnienie dotyczy filmu Henryka Kluby „Słońce wschodzi raz na dzień”, o którym nawet Wajda powiedział, że jest wydarzeniem 30-lecia! Byłem przy realizacji tego filmu, dublowałem aktorów, Franciszka Pieczkę, i widziałem, jak wielokrotnie zmieniano w nim sceny po jednym telefonie… Proszę sobie wyobrazić, jak drugi reżyser dyktuje sekretarce plan na kolejny dzień, ona notuje, a w międzyczasie muszą wszystko zmieniać, bo zadzwonił telefon, a po odebraniu usłyszeli w słuchawce: „Tej sceny nie może być w filmie, ma to być pokazane inaczej…”. Nie spotkałem jeszcze innego filmu, w którym byłoby tyle ingerencji, co u Kluby! W swojej karierze robił pan rzeczy dla wielu ludzi nieosiągalne fizycznie, ale i psychicznie. Skąd czerpie pan odwagę? Różne życiowe doświadczenia i uwarunkowania sprawiły, że jestem psychicznie odporny. Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem odważny. Nie mogę taki być… Odważny jest ten, który się boi, a mimo wszystko zostaje bohaterem. Tymczasem ja już dawno doszedłem do etapu, w którym nie czuję strachu. Jedna rzecz mnie jednak zastanawia… Pływałem zimą w morskim oku przez 20 minut, gdy woda miała zaledwie 2 stopnie ciepła. Skakałem w galopie do studni, skakałem z wysokości, rozbijałem się autami. I nie bałem się. Nie wiem jednak jakbym zareagował, gdyby gestapo zabrało mnie do swojej katowni, czy dałbym radę się nie wygadać? Podług tego, film i zawód kaskadera to zabawa w niebezpieczeństwo – na brzegu czeka pogotowie, ratownik… można czuć się bezpiecznie. Ale co w sytuacji, gdy wiedziałbym, że nikt mi nie pomoże… Wtedy na pewno wysiada psychika… Kiedyś zadawałem różnym osobom to samo pytanie: o cenę ludzkiego życia. Najpiękniej odpowiedział mi ratownik górniczy ze spaloną w połowie twarzą, który pracuje za miesięczną pensję 2,5 tys. zł narażając swoje życie, dlaczego? „Bo ktoś musi!”. Krzysztof Fus na planie dramatu wojennego Lecha Lorentowicza „Znicz olimpijski” (1969) wyskoczył z kolejki linowej wjeżdżającej na Kasprowy Wierch. Ta scena widnieje również na plakacie filmu. W tej samej produkcji, kaskader lądował na nartach na saniach wiozących drewno. Dwa lata później, na planie „Agenta nr 1” Zbigniewa Kuźmińskiego (1971), Krzysztof Fus poparzył sobie twarz – na tyle mocno, że konieczna była miejscowa transplantacja skóry. W filmie Andrzeja Wajdy „Wszystko na sprzedaż” (1968), nawiązującym do tragicznej śmierci Zbigniewa Cybulskiego, kaskader wpadł pod ruszający z dworca pociąg. Z kolei w bieszczadzkim „westernie” Aleksandra Ścibora-Rylskiego „Wilcze echa” (1968) skoczył z galopującego konia do studni.
18 Kwietnia ukazał się wywiad z Krzysztofem Królem - założycielem szkoły podrywania Perfect Dating w tygodnku Wprost. Zobacz, co o naszych kursach sądzą psychologowie i przeczytaj fragment artykułu... Szkoła uwodzenia Perfect Dating w tygodniku Wprost Dodaj komentarz Relacje damsko-męskie krok po kroku. Jak poderwać kobietę? Wszystkiego, co dotyczy kontaktów z kobietami możesz się nauczyć. Przez lata doświadczeń i studiowania najlepszych materiałów z zakresu psychologii, socjologii, uwodzenia, pua, pickup, podrywu, seksualności, relacji damsko-męskich. Udało nam się stworzyć doskonały system komunikacji z kobietami. Jako pierwsi w kraju wydaliśmy szkolenie DVD na 10 płytach, pierwszą tak obszerną Księgę związków, podrywu i seksu. Jesteśmy jedyną szkołą uwodzenia, która uczy jak podrywać, jak zdobyć kobietę, jak poderwać dziewczynę, jak osiągnąć pewność siebie, jak poderwać koleżankę, jak pieścić kobietę, jak znaleźć sobie dziewczynę, jak zagadać na ulicy, jak poderwać dziewczynę w szkole, jak poderwać kobietę na ulicy, jak uwodzieć, jak pozbyć się strachu przed podejściem, jak nauczyć się uwodzenia, jak zdobyć pewność siebie, jak zdobyć pewność siebie zgodnie z etyką. Zastanawiasz się jak poderwać nieznajomą kobietę? U nas znajdziesz najlepsze teksty na podryw, techniki uwodzenia, skuteczne metody uwodzenia, rozmaite kursy uwodzenia, materiały o podrywaniu, materiały o uwodzeniu, forum o uwodzeniu, książki o uwodzeniu. Na naszej stronie znajdziesz również przykłady podejścia do kobiet, techniki podrywu. Mamy materiały o tym - jak zdobyć pewność siebie, jak być pewnym siebie w każdej sytuacji, jak pocałować kobietę, jak pieścić kobietę, jak pieścić łechtaczkę kobiety, jak pieścić piersi, jak dotykać kobietę, jak przytulić kobietę, jak doprowadzić do seksu, jak zachowywać się w łóżku. Jak uwieść kobietę? Szkoła uwodzenia Perfect Dating prowadzi kursy uwodzenia bez manipulacji, NLP czy innych technik, które mogą kogoś skrzywdzić. My uczymy Cię - jak stworzyć silny charakter, jak zdobyć kobietę, jak podejść do kobiety, jak zainteresować sobą kobietę. Podstawą jest przede wszystkim Twoja osobowość, pewność siebie, silny charakter. Do tego dołóż sobie odpowiednią wiedzę na temat kobiet.... i sukces masz gwarantowany. Czy uwodzenie jest trudne? Jak nauczyć się uwodzenia? Na stronie znajdziesz opinie naszych kursantów uwodzenia, opinie o szkole Perfect Dating, którzy w 21 dni zmienili całkowicie swoje życie... Mają oni same pozytywne opinie na temat kursów i materiałów Pefect Dating, gdyż na każde nasze szkolenie, czy kurs DVD dajemy 110% procent gwarancji! Nauczysz się tutaj jak poderwać koleżankę, jak zdobyć numer do dziewczyny, jak napisać ciekawe smsy, jak napisać wiadomość do dziewczyny, jak podrywać na portalach randkowych, jak zadzwonić do dziewczyny, co powiedzieć na pierwszej randce? Jak zaprosić dziewcznę na randkę. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się jak myślą kobiety, czego potrzebują kobiety, co podoba się kobietom, na co lecą kobiety, co lubią kobiety - to właśnie tutaj jest miejsce, aby znaleźć odpowiedzi na te pytania! Polityka prywatności i regulamin
Krzysztof KolumbOstatnia aktualizacja : 2019-11-11 22:02:36Krzysztof Kolumb informacjeKrzysztof Kolumb – włoski żeglarz, podróżnik i nawigator, tercjarz Kolumb pytaniaGdzie i kiedy urodził się Krzysztof Kolumb?Krzysztof Kolumb urodził się roku w mieście Genua (Włochy).Odpowiedź: MartaIle lat żył Krzysztof Kolumb?czekamy na odpowiedź…Odpowiedź: Ile wzrostu miał Krzysztof Kolumb?czekamy na odpowiedź…Odpowiedź: Z pod jakiego znaku Zodiaku był Krzysztof Kolumb?czekamy na odpowiedź…Odpowiedź: Gdzie i kiedy zmarł Krzysztof Kolumb?Krzysztof Kolumb zmarł 20 maja 1506 roku w mieście Valladolid (Hiszpania).Odpowiedź: MartaDodaj pytanie / odpowiedźKrzysztof Kolumb ciekawostki1. Nie jest znane jego pochodzenie. Naukowcy przeprowadzają badania porównawcze DNA, które może w końcu wyjaśnią tą MarysiaDodaj ciekawostęKomentarze
wywiad z krzysztofem kolumbem